głównie potężne downtown, kilka wizytówek Seattle, trochę klimatów amerykańskich i paru moich ziomali o rożnych narodowościach. jestem tu już dwa tygodnie -- powoli przywykam do codziennego życia, wiec wrzucam, póki mogę.. wkrótce więcej fotek, bo pogodę mamy tutaj niesamowita -- codzienne upały i błękitne niebo.. amazing.
wieczorna panoramka i Space Needle z naszego balkonu. na razie mieszkamy w firmowym mieszkanku na 20. pietrze Metropolitan Tower, we wrześniu zaczniemy szukać czegoś własnego.. większa wersja po kliknięciu:
na ulicach Seattle na każdym kroku spotyka się żebrzących ludzi. są wśród nich podróżnicy z plecakami, dzieciaki, wszelkiej maści wykolejeńcy i oczywiście bezdomni. bezdomnych jest najwięcej. za bardzo się nie narzucają, ale są wszędzie. ostatniej nocy spotkaliśmy jednak bezdomnego innego niż wszyscy pozostali. facet przedstawił się jak Glen Freeman, pseudo 'POPS', powiedział, że nie ma gdzie mieszkać, a na końcu dodał, ze ma 12 piosenek na You Tubie i za pół dolara zrobi nam tu małe show. na światłach na skrzyżowaniu. do tego strasznie był wygadany i w ogóle przyjaźnie mu z oczu patrzyło. no wiec zgodziłem się: wyciągnął bęben (zrobiony z 3-galonowego pojemnika na wodę) i przez 3 minuty śpiewał na środku chodnika. coś mniej więcej jak tutaj:
NCsoft West mieści się na 20 piętrze budynku przy 1501 Century Square. zajmujemy całe piętro, więc niesamowite widoki obejmują w zasadzie całą panoramę Seattle. oto kilka z nich:
jestem bardzo mile zaskoczony Amerykańcami. miałem średnie doświadczenia z 2004 roku, choć zdawałem sobie sprawę, że wpływ na to miało ściśle wakacyjne miejsce. po pierwszym miesiącu przysłowiową głupotę miejscowych można włożyć między bajki. jak wszędzie, spotyka się tu całe masy zdrowo trzepniętych ludzi, ale generalne odczucia są pozytywne. z każdym napotkanym miejscowym można rzeczowo i otwarcie porozmawiać, opowieści z umiejscawianiem naszego kraju w Ameryce Płd również się tu nie zdarzają.. ludzie, z którym każdego dnia się tu spotykam, cechują się kreatywnością, szybkim działaniem i błyskotliwością. wiedza wielu z nich szeroko wychodzi poza to, czym zajmują się w firmie. pisarz naszych tekstów jest zapalonym muzykiem, producent półzawodowo zajmuje się grafiką i renderowaniem filmów, a tester potrafi programować. jednak szczególnie ujmuje mnie fakt, że każdy każdego traktuje tutaj na równi. nowe, czasowo przyjęte osoby czynnie uczestniczą w spotkaniach, ludzie słuchają się nawzajem i zadają pytania nie robiąc przy tym głupich min. zero wyższości, otwarcie na świat. każdy mówi innym angielskim, a miejscowi z uporem lepszej sprawy nie łamią się łamaniem ich rodzinnego języka. z jednej strony luz, z drugiej dążenie każdego z osobna do pomyślnego załatwienia sprawy. tak jest u nas, choć na ulicy spotkać można podobnych ludzi. nie wiem, czy wpływ na to ma fakt, że w Seattle mieści się główna siedziba wiele światowych korporacji, od Microsoftu po Amazon.com, od Starbucksa po Nordstrom, od Boeinga po RealNetworks. na chodnikach ścisłego centrum przewija się cała masa garniturowców i wypachnionych panienek, a między nimi, dodając z poczucia obowiązku, przesuwa się cała reszta, w tym szaleni bezdomni i otumanieni nie-wiadomo-czym nastolatkowie. do tej pory trzykrotnie spotkałem tu Polaków: raz na lotnisku, 2 razy na chodniku Polaków odbywających staż, albo wymianę, w Microsofcie. ale wracając do sprawy: napotkani przez ten miesiąc Amerykanie są bardzo w porządku. na górskich szlakach Mt Rainier spotkaliśmy kilkanaście osób, każdy zainteresowany naszym światem, każdy gotowy do niesienia pomocy. przyciąga ich jakaś magia bycia z innej części świata. mnie osobiście strasznie to kręci i czuję się tu dobrze.
Seattle Hempfest to największa na świecie impreza nawołująca do legalizacji marihuany (wiki). częściowo dzięki tej inicjatywie (odbywa się nieprzerwanie od 1991 roku) rząd stanu Waszyngton zalegalizował w 1998 roku medyczne wykorzystanie tego narkotyku, a w 2003 znacznie obniżył kary za osobiste jego zażywanie. poniżej trochę ludzi z koncertów:
wreszcie zabrałem się za starsze zdjęcia ze Seattle zbierając do kupy kilka wypadów w dalsze lub bliższe rejony miasta. zapraszam do wrześniowego fotobloga, a tutaj na zachętę wrzucam tylko kilka pocztówek.. na początek panoramka (pełna szerokość: 4035 px otwiera się w nowym oknie) z promu kursującego z downtown do dzielnicy West Seattle, a potem kilka ujęć z punktu widokowego w dzielnicy Queen Anne:
centrum Seattle w pierwszy dzień Bożego Narodzenia. pusto i świątecznie. czasem jakiś samochód, kilka osób przemknie chodnikiem, z oddali słychać ulicznego grajka..
wersja HD jest dostępna bezpośrednio na Vimeo..
Bruce Lee oraz jego syn Brandon pochowani są na cmentarzu Lake View w Seattle.. oboje, ojciec i syn, zmarli bardzo młodo. u Bruce'a wykryto obrzęk mózgu po tym jak zemdlał na planie filmu Wejście Smoka. Brandon został postrzelony na planie filmu Kruk podczas kręcenie sceny z gangiem -- przez przypadek w magazynku znajdował się ostry nabój. Bruce Lee studiował w Seattle i właśnie tutaj założył swoją pierwszą szkołę walk -- dlatego też tutaj spoczywa jego ciało.
na grobie Bruce'a widnieje inskrypcja:
w sobotę zwlokłem się z ciepłego łóżka już przed szóstą i wybrałem się na wschód słońca. różne myśli przychodziły mi do głowy w trakcie szukania spodni po ciemnym pokoju -- Seattle jeszcze śpi, żywej duszy na dworze, cicho wszędzie. jednak po dotarciu na miejsce osłupiałem: w rzędzie stało już tam szesnastu fotografów z szesnastoma rozłożonymi statywami. grzecznie stanąłem sobie na końcu linii i tym sposobem było nas już siedemnastu. wschód nastąpił ok 6.30 i bardzo ciepłym światłem przepełnił panoramę downtown. bardzo wyraźnie widoczny był oddalony o ok 100km wulkan Mt Rainier. poniżej panorama okolicy i kilka późniejszych (w zasadzie zdjęcie drugie pstryknięte było jako pierwsze, od razu po przyjeździe) fotek okolicy. ahh, w pięknym miejscu obecnie mieszkamy..
wiosna w pełni -- wszystkie zdjęcia pochodzą z terenu kampusu University of Washington.
ten katedro podobny budynek to uniwersytecka biblioteka (Suzzallo Library):
większość poniższych fotek pochodzi z Alei Wiśniowej, znanej z mnóstwa drzew rodem z Japonii: